W pewną niedzielę wybrałam się do Belska Dużego. Tego bowiem dnia delegacja przystojnych panów w mundurach uczestniczyła we Mszy Świętej w intencji Jana Kozietulskiego – patrona 3. Pułku Szwoleżerów Mazowieckich. Po mszy Szwadron Honorowy 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich im płk J. Kozietulskiego – czy raczej jego, wyżej wspomniana, delegacja – udała się na obiad do pałacu w Małej Wsi, na który zaprosili jego właściciele – rodzina Morawskich. Oczywiście ja również nie dałam się długo prosić o przyjęcie zaproszenia… I było wyśmienicie – obiad w towarzystwie panów w mundurach usługujących mi i zabawiających rozmową?! Godne polecenia każdej kobiecie!
Wprawdzie koni nie było (a cóż to za kawaleria bez koni?!), ale panowie obiecali, że jeśli przyjmę ich kolejne zdjęciowe zaproszenie – koni mi już wtedy nie zabraknie. Zobaczymy…
(o panach kawalerzystach więcej poczytać można tutaj: 3szwol.pl )
Atrakcyjni chłopcy w mundurach :)
New light of tomorrow
Kasia i Paweł na Wedding Fairy :)
Bardzo przyjemnie mi było przeczytać mejla od dziewczyn prowadzących blog Wedding Fairy, w którym „doniosły”, że moje zdjęcia pojawiły się tam jako ilustracja i zobrazowanie Wielkiego Dnia Kasi i Pawła.
A przy okazji przeczytać pochlebną opinię Panny Młodej na własny temat 🙂
Kasia i Piotr
Dawnom w Łazienkach nie była, a BUW odwiedziłam ostatni raz parę lat temu (ale leniuchowanie w jego ogrodach bardziej zostało mi w pamięci niż błądzenie pomiędzy nieskończonym regałami z książkami), warszawskie Stare Miasto tez stęskniło się za mną. A dzięki Kasi i Piotrkowi mogłam wrócić, odkryć na nowo miejsca, sycąc się barwami przepysznej jesieni, skąpanej w promieniach – bardzo ciepłego, jak na tę porę roku- słońca.
Najpierw wybraliśmy się w plener, a później -równo na czas-na plac Zamkowy, gdzie w Pałacu Ślubów Młoda Para przysięgła sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską – czyli założyła nową komórkę społeczną.
Amazonia…
W oczekiwaniu na pobyt nad gorącym morzem wyciągnęłam amazońskie zdjęcia, robione w marcu.
Wiola i Maciek
Się odbyło… Akurat w trakcie Euro 2012, a w dodatku Pan Młody piłkę kopie – wyjścia nie było, plener zorganizował się nam sam!
Młodzi wyglądali cudownie (wciąż jestem pod wrażeniem), no i nareszcie spotkałam osoby o wyrazistszej mimice niż moja własna… Idealnie zdjęciowo! A to wesele… nie dali spokojnie popracować, tylko tańczyć mi kazali :), a bez wałówki do domu wypuścić nie chcieli (ciasto było pycha!). Bardzo Wam dziękuję, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!
Ślub w kolorze pomarańczy…
Wielki dzień Marty i Cristiana został doenergetyzowany za sprawą drużby z włosami zdecydowanie rzucającymi się w oczy… Trudno się nie uśmiechnąć!
Na szczęście sami Państwo Młodzi wyglądali na tyle pięknie, że nic ich nie było w stanie przyćmić: